Miłość według Mostowiaków

Miłość według Mostowiaków

„M jak miłość” to fenomen ostatnich miesięcy, przyciąga przed telewizory prawie 11 milionów widzów Maria Zduńska, trzymająca w rękach nosidełko z dzieckiem, wchodzi do domu w towarzystwie znajomego. Ten ociąga się z wyjściem. Daje Zduńskiej do zrozumienia, że ucieszyłby się, gdyby zaprosiła go na herbatę. Marysia uznaje jego propozycję za dobry pomysł. Stop. Ujęcie trzeba powtórzyć od początku, bo wcielający się w znajomego Robert Moskwa, zdejmując płaszcz, zasłonił Małgorzatę Pieńkowską (Marię). Gdy widzowie dopiero co obejrzeli 275. odcinek „M jak miłość”, na planie zdjęciowym w aktorzy i ekipa pracowali nad 315. częścią serialu, który bije rekordy popularności. Przyciąga bowiem przed ekrany telewizorów prawie 11 mln widzów. Miłość i pralka Hala, w której kręcone są ujęcia, znajduje się w podwarszawskim Orzeszynie. Kiedyś należała do firmy ogrodniczej. Dlatego na zewnątrz nic nie wskazuje, że w środku powstaje kolejny odcinek serialu. Za to wewnątrz zaaranżowano kilkanaście pomieszczeń, tworzących istny labirynt. Mieszkanie Zduńskich na planie sprawia wrażenie o wiele mniejszego niż na ekranie. I żaden widz nie podejrzewa, że tuż za ścianą lokum Zduńskich znajdują się pomieszczenia fundacji czy mieszkanie sędzi Mostowiak. Pokoje są tak wyposażone, że od zaraz można w nich zamieszkać. Brakuje tylko łazienek. Życie ekipy w wolnych chwilach kręci się wokół kuchni. Na stole czeka na zespół śniadanie, są też kawa i herbata. Właśnie w tym pomieszczeniu odbywa się większość rozmów. Filmowcy mają nawet własną pralkę, która cały czas pracuje, bo każdy kostium musi być odświeżony zaraz po użyciu. A że jest ich dużo, producenci wydaliby majątek na pralnię chemiczną. Tymczasem na plan przyjeżdża Dominika Ostałowska. Zakatarzona, jeszcze w ciepłej kurtce, robi sobie herbatę. Wspomina też, że początkowo nikt nie wiedział, ile odcinków serialu powstanie. TVP przedłużała zlecenie co kilkanaście odcinków. – Dzisiaj mamy umowę na rok – cieszy się Ostałowska i udaje się do charakteryzatorni, gdzie znika na długi czas. Wśród realizatorów ma opinię osoby, która najdłużej przygotowuje się do zdjęć, bo jest perfekcjonistką. Na kanapie na swoje ujęcia, przebrany w piżamę i szlafrok, czeka Cezary Morawski – serialowy Krzysztof, maż Marysi. Wąskim korytarzem tam i z powrotem biegają kostiumografowie z naręczami ubrań. Garderoba jest zapełniona po brzegi strojami wszystkich bohaterów. Dekolt Simony Za scenografią chowa się wszystko, czego nie powinny zobaczyć oczy widza. Na podłodze leżą zwoje kabli, w oczy świecą oślepiające lampy. Za jedną ze ścian ukryte jest stanowisko reżysera, obserwującego nagranie na małym monitorze. Choć nadal ujęcia są kręcone w mieszkaniu Zduńskich, w pokojach pani sędzi dekoratorzy już zmieniają pościel i poprawiają drobiazgi. Podobnie jak kostiumografowie całe dnie biegają po mieście. Odwiedzają sklepy, by znaleźć to, co pasuje do ich wizji. Ostatnio metamorfozę przeszło mieszkanie Marty Mostowiak. – Mieszkanie Marty było ładne, ale niefunkcjonalne. Brakowało miejsca, gdzie można było spokojnie usiąść, porozmawiać. Dlatego przybyło tam miejsce do wypoczynku – wyjaśnia Anna Rzadkowska, dekoratorka. – Tworzymy dekoracje, biorąc pod uwagę to, co będzie się dziać w danym miejscu. Duże znaczenie ma też, czy rzecz się dzieje na wsi, czy w małym miasteczku. To zupełnie inne style urządzania wnętrz. Jedne są skromniejsze, inne urządzone z większym rozmachem, czasem ekstrawagancko. Najbardziej designerski wygląd musi mieć stołeczne mieszkanie sędzi Mostowiak. Przy okazji wyjaśnia się, dlaczego żadne serialowe mieszkanie nie ma białych ścian. Biel dla filmowców po prostu nie istnieje, bo źle wypada i zabiera światło. Właśnie dlatego ściany pomalowano na wyraziste kolory. Na potrzeby serialu specjalnie stworzono także komputerowy program operacyjny. Za każdym razem, gdy aktor ma go używać, informatyk Mariusz Śliwiński przyjeżdża na plan. – Podobnie jak w przypadku piwa w filmach nie pokazuje się konkretnych marek systemów operacyjnych. Dlatego stworzyliśmy własny, anonimowy – tłumaczy. – Widz nie będzie w stanie zauważyć, jaki to system. Nieco później przed komputerem zasiądzie Dominika Ostałowska. Będzie odbierać e-mail od Rafała, który pojedzie do Nowej Zelandii w poszukiwaniu syna. Na razie do Orzeszyna znienacka (bo nie miała zaplanowanych zdjęć) przyjeżdża Agnieszka Fitkau-Perepeczko. Jest najlepszym przykładem potwierdzającym słowa Ilony Łepkowskiej:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 52-53/2004

Kategorie: Kultura